Być może mam jakieś dziwne, zezowate szczęście, ale co jakiś czas zdarza mi się trafić w Łodzi na jakąś niewiastę w samochodzie osobowym na trzypasmowej uli..., tfu -- drodze. Fakt, sytuacja średnio komfortowa, kiedy nagle kawał żelastwa do jakieś 3,5 tony rozkraczy się dokumentnie i ni chu chu żeby namówić go do dalszej współpracy. Gorzej, kiedy stanie się to przy okazji komunikacyjnego szczytu na jednej z głównych arterii miejskich i jest się zdanym samemu na siebie.
Teraz uruchamiamy wyobraźnię.
Na środku pasa, którym akurat się poruszasz, stoi (na światłach awaryjnych) samochód osobowy i nie może ruszyć. Samochód blokuje drogę. Za tobą tworzy się coraz większy zator, a kolejni kierowcy postanawiają wykazać się posiadaniem jednego z obowiązkowych elementów wyposażenia pojazdu. Co robisz? Wysiadasz i w ciągu maksymalnie pół minuty kierujesz uszkodzony pojazd na miejsce, w którym nie będzie blokował tobie oraz innym drogi?
Pudło.
Siedzisz w swoim blaszanym pudle, trąbisz jak opętany, próbujesz ominąć uszkodzony pojazd przejeżdżając po najbliższym chodniku -- a kiedy ci to uniemożliwia pieszy (tfu!), klniesz jak szewc włączając lewy kierunkowskazach i próbujesz wepchnąć się między ślimaczące się po sąsiednim pasie (jeden za drugim) pojazdy.
A właściwie dlaczego o tym piszę?
Bo jeden raz -- zdarza się. Drugi raz -- zaczynasz się nad tym zastanawiać. Trzeci i kolejne takie sytuacje -- wyciągasz z tego pewne wnioski, które potwierdzają się za każdym kolejnym razem.
Po łódzkich drogach porusza się cała masa zidiociałych kierowców, którzy zamiast pomóc sobie -- i przy okazji innym, w tym biednej osobie siedzącej w unieruchomionym pojeździe -- jedyne co potrafią to kląć, trąbić, pukać się w czoło i wciskać przed inne pojazdy.
A samochód na pobocze kolejny raz samotnie spycha rowerzysta, który może mieć to dokumentnie w dupie. Może swobodnie jechać, jego nic nie blokuje.
Myślcie czasami. Dobranoc.
Komentarze
Korek po horyzont. Na prawym pasie leżą dwie plastikowe puszki na śmieci (wiatr wiał, i je przewiało przez trawnik na jezdnię).
Zatrzymuję się, parkuję rower, wchodze na jezdnę, uważam, żeby jakiś debil mi nie przejechał po palcach wymijając puszkę. Podnoszę puszkę jedną i drugą i odprowadzam na miejsce. Całość zajęła mi około minuty.
http://eccofocuss.blogspot.com/2013/06/w-polske-jedziemyczyli-breakdance-na.html