Nieco ponad rok temu wpadła mi w ręce praca habilitacyjna Darii Nałęcz Sen o władzy. Inteligencja wobec niepodległości. Mimo pewnych drobnych zastrzeżeń to bardzo pouczająca lektura, nie tylko w kontekście badania historii. Polskie dwudziestolecie międzywojenne ma nam jeszcze bardzo dużo do powiedzenia.
W notatkach z książki zachował mi się ciekawy fragment, który odświeżyłem sobie z kilku powodów. Po pierwsze natknąłem się na inny ciekawy wycinek z tekstu Jarosława Tomasiewicza Polska Ludowa 1.0 [1], który również traktował o wyborach parlamentarnych z roku pamiętnego 1919. Po drugie z żywym zainteresowaniem obserwuję akcję po lewej stronie sceny politycznej, gdzie w bólach dociera się lewicowa koalicja wyborcza [2]. Po trzecie zaś czysto poznawczo interesuje mnie sytuacja, w której rządząca partia może pozwolić sobie na bardzo wiele (i te pieniądze im się po prostu należały, czyli pokora, praca i umiar), wypłynęła na piętnowaniu "bizantyjskich zwyczajów" poprzedników -- a jednocześnie bez trudu zgarnia w sondażach ponad 40% poparcia.
To wszystko składa się na ciekawy koloryt (nie tylko polskiej) sceny politycznej, na której oczywiste oczywistości nie zachodzą.
Na pierwszy rzut kwestia ordynacji wyborczej, opracowanej na potrzeby wyborów parlamentarnych w 1919 roku, która to ordynacja została przygotowanej i przyjętej przez lewicowy rząd ludowy Jędrzeja Moraczewskiego (tak, można powiedzieć, że to polska lewica dała Polkom prawa wyborcze). Najwięcej głosów w wyborach z 1919 roku zdobyli narodowcy i endecy.
Lewica padła ofiarą własnej postępowości - jak napisał Ludwik Hass w analizie wyborów 1919 roku: "Rozmiary swego sukcesu blok prawicowy zawdzięczał w poważnym stopniu masowemu głosowaniu na jego listę [...] kobiet, które po raz pierwszy dopuszczone do udziału w wyborach stanowiły [...] potężną rezerwę reakcji" [1]
Przy czym, jak pisała Daria Nałęcz, frekwencja w czasie wyborów była wysoka i oscylowała w granicach 70-80% [3]. A jeżeli jesteśmy już przy tej autorce -- tak opisywała ona wyniki wyborów z 1919 roku w kontekście pozycji ugrupowań inteligenckich:
Stronnictwa inteligenckie okazały się największymi przegranymi wyborów. Ani w Królestwie, ani w Galicji nie zdobyły żadnego mandatu (...) Poza Warszawą grupy inteligenckie dosłownie nic nie znaczyły. (...) W Warszawie, uważanej wcześniej za bastion ugrupowań inteligenckich, zdobyły one zaledwie 2,9% głosów. Najwięcej głosów uzyskały: Stronnictwo Niezawisłości Narodowej - 4208, Zjednoczenie Stronnictw Demokratycznych - 2157, Inteligencja Demokratyczna - 1322. Pozostali nie liczyli się zupełnie. Na Centrum Kobiece, oczekujące poparcia tysięcy warszawianek, głosowało zaledwie 51 osób, a więc chyba nawet nie wszyscy członkowie rodzin. [4]
Polska lewica wciąż gdzieś między Snami o potędze Leopolda Staffa a carem Aleksandrem II -- Point de reveries, messieurs!
Przypisy:
[1] Jarosław Tomasiewicz: Polska Ludowa 1.0, Nowy Obywatel, nr 28 (79), zima 2018.
[2] SLD, Wiosna i Razem wystartują jako KW Lewica. Bazą organizacyjną startu struktury SLD, GazetaPrawna.pl, 2019.08.05.
[3] Daria Nałęcz: Sen o władzy. Inteligencja wobec niepodległości, s. 95. Więcej o tej książce tutaj.
[2] SLD, Wiosna i Razem wystartują jako KW Lewica. Bazą organizacyjną startu struktury SLD, GazetaPrawna.pl, 2019.08.05.
[3] Daria Nałęcz: Sen o władzy. Inteligencja wobec niepodległości, s. 95. Więcej o tej książce tutaj.
Komentarze