Przejdź do głównej zawartości

Wiedza kosztuje - 100 zł od sztuki

Rozstanie się z jakże uroczym statusem studenta (nad czym -- przyznam szczerze -- zanadto nie ubolewam) ma jednak swoje negatywne strony. I nie chodzi tylko o to, że za najdroższy bilet miesięczny w Polsce nie płacę już ulgowych 44 złotych. Zresztą i tak przez większą część roku poruszam się po mieście głównie rowerem. Jedną z rzeczy, które bardzo wysoko sobie ceniłem, był dostęp do całkiem sporego zbioru woluminów zgromadzonych w Bibliotece Uniwersytetu Łódzkiego.Co by nie mówić o tej instytucji, zasób zgromadzonych przez nią książek jest nieporównywalny do jakiejkolwiek innej biblioteki w Łodzi. Owszem, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna na ulicy Gdańskiej w Łodzi też ma spory zasób książek, ale po pierwsze nie dorównuje on temu z uniwersyteckiej BUŁy, po drugie zaś większość bardziej wartościowych książek jest do wypożyczenia jedynie na jedną noc (tylko do skserowania..? - bo o spokojnym przeczytaniu książki na pewno nie może być mowy, chyba że jest to wyjątkowo cienka broszurka albo zależy nam jedynie za samej czynności czytania -- jako takiej). Pozostaje także opcja wypożyczenia "na weekend", ale i to uważam bardziej za jakąś protezę wypożyczalni.

Korzystając z okazji odwiedzenia BUŁ postanowiłem zorientować się jak wygląda w tym momencie moja możliwość korzystania z zasobów biblioteki -- już jako nie-studenta. I owszem, biblioteka daje taką możliwość, jednak za wypożyczenie każdego woluminu trzeba uiścić kaucję w wysokości... 100 złotych (pomijając kwestię jednorazowego zakupu karty bibliotecznej, bo to uważam akurat za kwestię najzupełniej zrozumiałą z organizacyjnego punktu widzenia). Łatwo więc obliczyć, że żeby wypożyczyć (maksymalnie) 5 książek na jeden miesiąc muszę w kasie BUŁ zostawić 500 złotych (brzmi łagodnie -- pół tysiąca złotych brzmi jakoś poważniej). Co wydało mi się jednak jeszcze zabawniejsze, nie istnieje możliwość przelania tej sumy na jakiekolwiek konto bankowe.

OK, ja rozumiem -- biblioteka ma służyć głównie studentom, biblioteka musi się jakoś zabezpieczyć przed ewentualną kradzieżą / zgubieniem książki (jakby studenci nie gubili książek...), ale bez przesady. Wychodzi na to, że moja Alma Mater (powiedzmy) dbała o moje wykształcenie, ale po opuszczeniu jej murów -- już jako absolwent -- nie mam co liczyć na jakiekolwiek ulgowe traktowanie z jej strony. Chyba że władze uczelni wyszły z założenia, że jako absolwent niezwykle prestiżowego Uniwersytetu Łódzkiego zdobędę od razu tak dobrze płatną pracę, że będę mógł sobie spokojnie pozwalać na zamrażanie w uczelnianej kasie miesięcznie 100, 200 czy 500 złotych -- wyłącznie w celu poszerzenia swoich horyzontów umysłowych. Optymiści.

AKTUALIZACJA

Komentarze

Muszelia pisze…
Przypadkiem natknęłam się na tę notatkę... i spieszę z wyjaśnieniem przynajmniej jednej kwestii - studenci owszem gubią książki, ale mają przed sobą kartę obiegową, bez której nie otrzymają dyplomu. Co gwarantuje ściągalność niezwróconych pozycji. Osoby prywatne często "zapominają" oddać książki :) a ta stówka poprawia znacznie pamięć
Wszystko OK, rozumiem nawet ten argument. I wszystko też jest w porządku, dopóki nie musisz zamrozić 0,5 tys złotych (w gotówce) żeby tylko dostać potrzebe książki - wtedy robi się mniej zabawnie ;-)

Popularne posty z tego bloga

Niezależni.org [ku pamięci]

Wpis zdecydowanie okazjonalny, chociaż lepiej by było (w moim - jak również kilku[nastu] innych ludzi mniemaniu - gdyby takiej okazji nigdy nie było). Dzisiaj swoją działalność kończy miejsce dla mnie szczególne, przez długie lata utożsamiane z moim "internetowym domem", adresem, pod którym zawsze czułem się "u siebie". Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy kidzior (Marek Karcz) wpadł na pomysł zorganizowania strony do Listy Niezależnych Radia Łódź. Najpierw współpraca z Radiem Łódź, później przejście na własną rękę, wiele recenzji, informacji o koncertach (początkowo głównie z Łodzi, później pojawiały się informacje z Pabianic, Bełchatowa, Piotrkowa Trybunalskiego - aż w końcu nawiązano współpracę z jednym z krakowskich klubów..). W końcu organizowanie koncertów pod własnym szyldem (z banerem, który zaginął w akcji..), zloty bardziej i mniej świąteczne, ale zawsze w dobrych humorach i z niezapomnianymi akcjami. Dzieliło nas czasami prawie wszystko, łączyło zami...

Uliczna (sub)kultura strachu

Właściwie już nawet sam nie wiem, ile razy miałem taką sytuację. Jadę rowerem, przede mną ( vis-à-vis ) osoba / osoby z małym dzieckiem. Nagle "zorientowanie się w sytuacji", nerwowe przyciągnięcie dziecka do siebie, czasami dość głośne "uważaj, rower jedzie", "patrz przed siebie", "zejdź z drogi". Nie pozostaje mi w zasadzie nic więcej, jak tylko uśmiechnąć się do mijających mnie pieszych z maluchem i nieśmiało uśmiechnąć się, z nieukrywanym uczuciem zakłopotania. Niezmiennie, za każdym razem. Stałem się -- wbrew swojej woli -- uczestnikiem jednej z pierwszych lekcji "wychowania komunikacyjnego" tego młodego człowieka. Oto ja: rowerzysta, szybki, większy, "silniejszy", "ustąp mi miejsca". Oto on: pieszy, wolniejszy, "narażony na obrażenia, które mu niechybnie zafunduję, jeśli tylko nie zejdzie mi z drogi". Za chwilę pewnie pytanie "a gdzie ja jeżdżę, skoro mi dzieci prosto spod kół zabierają...

Przywróćmy myślenie

W sumie trudno mi powiedzieć, jakie uczucia towarzyszą mi, gdy czytam kolejne informacje dotyczące akcji przywracania lekcji historii w szkołach . Nawet nie chodzi mi o te całe dywagacje, jaki będziemy mieli patriotyzm ( a teraz jaki mamy? ), jaką wiedzę historyczną będą miały następne pokolenia ( a teraz jaką mają? ) czy jak "władza ogłupia lud". Spuszczę zasłonę milczenia na teksty wygłaszane przez obrońcę nauki historii, Łukasza Warzechę , który nie widzi potrzeby rozmowy z uczniami jako  "niepełnoprawmymi partnerami do dyskusji" . Z uczniami nie rozmawiałem - przyznał Warzecha. - Mam wrażenie, że uczeń na poziomie I klasy liceum nie jest w stanie ogarnąć wszystkich konsekwencji. Jeżeli ktoś ma 15 czy 16 lat to, nie chcę nikogo urazić, ale nie jest pełnoprawnym partnerem takiej dyskusji - uważa. [ 1 ] Nie wiem, jakie uczucia mi towarzyszą, gdy czytam te rewelacje, bo jest to coś pomiędzy śmiechem przez łzy i zażenowaniem. Rozpoczęto batalię o liczbę godz...