Media pastwią się ostatnio dość intensywnie nad szefem resortu sprawiedliwości, Jarosławem Gowinem, bo ten 20 września w Żywcu powiedział dość szczerze, co dla niego [w prawie] jest najważniejsze.
W czwartek Gowin (...) odpowiadając na pytania dotyczące zarzutów medialnych o złamanie przez niego przepisów ustawy o ustroju sądów powszechnych, powiedział: "Mam w nosie literę przepisów, ważny jest ich duch i ważne jest to, że Polacy mają prawo żyć w państwie, gdzie wymiar sprawiedliwości stoi na straży interesów obywateli, a nie na straży interesów sitwy tworzonej przez część środowisk prawniczych. Ja wiem, że ta sitwa jest dzisiaj przerażona tym, co robię i chcę, żeby stąd poszedł jasny przekaz do tej sitwy: nie zastraszycie mnie". [1]
W sumie i tak w tej całej sytuacji zachował resztkę zimnej krwi, bo zapewne gdyby wskazał na inne miejsce swojego ciała, w którym bardzo często część z nas ma różne rzeczy, dokument o dymisji dostarczyłby w ciągu 24 godzin. W zębach.
A tak jest czas, w którym nad [jeszcze] ministrem popastwić się mogą i media, i polityczna opozycja (jeżdżąca już teraz po nim jak po łysej kobyle), i blogerzy maści wszelkiej.
Ja zaś w tym całym zamieszaniu, w pełni świadomy absurdalności tej całej sytuacji (zarówno w kontekście "kto", jak i "co"), w jakimś sensie Gowina rozumiem.
Wystarczy chociaż pobieżne obserwować to, co dzieje się w Polsce (w zasadzie w kategorii dowolnej) aby dość szybko dojść do przekonania, że żyjemy w kraju prawnej hipokryzji.
Picie alkoholu "pod chmurką". Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi w artykule 14 określa to, co popularnie zwykło się nazywać "zakazem picia alkoholu w miejscach publicznych" -- dokładniej rzecz ujmując chodzi o "zakaz spożywania napojów alkoholowych na ulicach, placach i
w parkach, z wyjątkiem miejsc przeznaczonych do ich spożycia na miejscu,
w punktach sprzedaży tych napojów". Pomijam już w miarę oczywisty absurd, że picie piwa w "ogródku" na Piotrkowskiej jest OK, picie tego samego trunku zaraz obok (poza ogródkiem) narusza przepisy ustawy i przyciąga wzrok stróżów prawa (przynajmniej -- jak donosił wczoraj M. -- tych warszawskich). Znacznie zabawniej było w czasie narodowego święta zwanego Euro, kiedy to co poniektóre media otwarcie pytały: "Czyżbyśmy usunęli jakieś zapisy z naszej ustawy?" [2] Z rozbrajającą szczerością sprawę wyjaśniał wtedy Michał Brandt z Zespołu Rzecznika Miejsko-Wojewódzkiego Sztabu Operacyjnego.
- Absolutnie nie. Nie ma takiej możliwości - odpowiada Brandt. - Prawo jest prawem, można je tylko egzekwować twardo albo łagodniej. [2]
Wystarczy, żeby zakończył się czas radosnego karnawału i "pokazywania się" w świecie, aby w naszym polskim grajdołku wszystko wróciło do normy [3].
Kibicowskie oprawy meczów piłki nożnej. Pozostając w kategorii "piłka nożna" -- sprawa, którą wczoraj G. wrzucił na facebooka [4]. Wnikać w merytorykę w kwestii tego, co wolno, czego nie, kto jest zagrożeniem a kto nie, kto bije a kto jest bitym -- nie chcę. Nie znam się na tym, nie interesuje mnie to i w ogóle. A zwłaszcza i w ogóle. Jednak po raz kolejny dostajemy w oczy koronkowym przykładem, kiedy to po wyjeździe zagramanicznych gości prawo lubi pokazać, jak żyć. W zasadzie mogę oddać głos koledze z P., który w dość prostych słowach oddał całe kuriozum tej sytuacji.
Nie tak dawno wszystkie media zachwycały się sektorówkami Rosjan oraz Chorwatów. Był ogólnopolski szał aby uszyć sektorówkę. Fabryka w Gliwicach pracowała na 3 zmiany. Co to się nie działo. Media zachwycały się wspaniałą zabawą Chorwatów oraz Irlandczyków na trybunach. Nikomu wtedy nie przeszkadzały niedrożne przejścia i inne "łamania regulaminu". Wczoraj natomiast odbyły się derby Warszawy. I teraz już chcą zamykać trybunę do końca rundy bo kibice łamią zasady.
Czyli: Prezes Legii na gorąco o kibicach: wyciągniemy konsekwencje [4]:
Po ostrzeżeniach wojewody mazowieckiego Jacka Kozłowskiego na początku września zmieniono regulamin stadionu przy Łazienkowskiej. Skasowano miejsce tzw. gniazdowego i zakazano zakrywania trybuny tzw. sektorówkami. Kibice zostali także uprzedzeni, że nie mogą łamać zakazu odpalania rac świetlnych i blokować przejść między sektorami. W piątek złamano większość z tych ustaleń.
Znowu było głupio ścigać "zagranicznych" za zabawę, za sektorówkę (którą -- nota bene -- ktoś bezczelnie podprowadził im w Polsce [5]) i za inne takie. Goście wyjechali, wreszcie wszystko wraca do normy. W końcu gość w dom...
Alkohol i rowery. Last but not least (w tym krótkim zestawieniu) to "ruchliwa" sprawiedliwość, która złapała holendra jeżdżącego w Polsze na rowerze po spożyciu lub pod wpływem [6]. Swoją drogą całkiem zabawne jest to, że ta sytuacja również związana jest z polsko-ukraińskim show. Następnym razem powinniśmy się dwa razy zastanowić, zanim zrobimy kolejną tak dużą imprezę i zaprosimy kogoś z zagranicy.
Także ów Holender Bert van der Linden (pech chciał, że dziennikarz), był tak nieświadomy nieubłaganego, koranicznego polskiego prawa, że sam przyznał się przed zatrzymującą go policją, że sobie wcześniej wypił. Tego groźnego przestępcę należało zatrzymać, przeszukać rozbierając do bielizny [w końcu Holandia ergo narkotyki ergo kolejny paragrafik], przetrzymać przez noc w areszcie -- a w końcu ukarać przykładnie [6]. Tak skutecznie, że drugi raz do Polski wracać już nie chce. Cóż, polska szkoła brd w natarciu.
No i się zaczęło. A to że "4,5 tys. rowerzystów w więzieniach. 'Na tle Europy jesteśmy Arabią Saudyjską' " [7], a to że kara zupełnie odbiegająca od realności zagrożenia (Ile osób zabili pijani rowerzyści -- proporcjonalnie mniej niż pijani piesi [8] ; ale to łatwo da się wytłumaczyć -- po prostu wszystkich rowerzystów osadzono w więzieniach. right?). Nawet zaczęto porównywać, jak to jest w Europie [9] (oczywiście czysto akademicko, gdyż w tym praworządnym kraju tylko na prowadzenie samochodów pod wpływem mamy ciche, społeczne przyzwolenie; inaczej nie potrafię logicznie wytłumaczyć liczby łapanych nietrzeźwych kierowców w czasie każdej policyjnej akcji "znicz").
I tak żyjemy sobie w tej swojej kopule czasowo-przestrzennej, wszyscy się do siebie uśmiechając i udając, że jest fajnie. Nagle trafia się taki minister Gowin i mówi, że nie. Ups.
Tak czytam, staram się to wszystko zrozumieć... I wie pan co, panie Gowin? Ja w jakiś sposób pana rozumiem. Trudno jest mieć przed oczami absurdalną literę prawa, kiedy przed tymi samymi oczami jako żywo staje nam jego duch. I nijak z tą literą dogadać się nie potrafi.
Tylko wie pan, panie Gowin -- panu tak nie wypada. I to nawet nie dlatego, że jest pan ministrem. Nawet nie dlatego, że sprawiedliwości. Ale dlatego, że to prawo, które w Polsce obowiązuje, jest teraz w pana rękach.
I do kogo chce pan mieć pretensje o to, jak ono wygląda?
Źródła:
[1] Gowin przeprosił za słowa "mam w nosie literę przepisów", wyborcza.pl, 21.09.2012 [dostęp: 22.09.012]
[2] Aleksandra Kozłowska, Dlaczego w trakcie Euro 2012 kibice bezkarnie piją piwo na ulicy?, Gazeta.pl Trójmiasto, 19.06.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[3] Dagmara Olesińska, Po Euro znowu nie można pić alkoholu na ulicach Gdańska. Pouczenie czy mandat - decyduje policjant , NaszeMiasto.pl Gdańsk 19.07.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[4] Krzysztof Srogosz, Prezes Legii na gorąco o kibicach: wyciągniemy konsekwencje, Onet.sport.pl, 22.09.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[5] Krzysztof Majak, Legendarna flaga irlandzkich kibiców zaginęła. Skradziona w Polsce? Za znalezienie 1000 zł i wyjazd do Dublina, na:Temat, 22.06.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[6] Holenderski dziennikarz po pijanemu na rowerze, rp.pl, 18.06.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[7] Robert Kowalik,4,5 tys. rowerzystów w więzieniach. "Na tle Europy jesteśmy Arabią Saudyjską", Gazeta.pl. 26.07.2012 [dostęp: 23.09.2012]
[8] Adam Łaczek, Ile osób zabili pijani rowerzyści? Proporcjonalnie mniej niż pijani piesi!, I bike Kraków [dostęp: 23.09.2012]
[9] Adam Łaczek, Europa wobec nietrzeźwych rowerzystów, I bike Kraków [dostęp: 23.09.2012]
Komentarze