Patrząc od czasu do czasu na migawki z sali obrad Sejmu RP można się poważnie zastanawiać, jak to jest właściwie z liczbą naszych przedstawicieli w budynku na Wiejskiej w Warszawie (swoją drogą, czasami wydaje mi się, że ta nazwa to tak specjalnie...). Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, sięgnąłem do Konstytucji z 02.04.1997, gdzie w art. 96, ust. 1 stoi jak niżej:
Sejm składa się z 460 posłów.
Wydaje się to oczywistą oczywistością, ale patrząc na te przepełnione sale posiedzeń... Być może podobna refleksja dopadła Prezesa pierwszej i ostatniej partii rządzącej w IV RP (przystawek nie liczę), bo doszedł on do błyskotliwego wniosku, że czas ograniczyć to towarzystwo wzajemnej adoracji i wspierania. W końcu 360 nieobecnych będzie wyglądało lepiej niż 460, prawda? A że Senat w naszym systemie politycznym jest nieodłącznie ustrojowo związany z Sejmem, to i jego można skrócić (że się tak wyrażę) o głowę; a właściwie to o 50 głów.
Rękawica została rzucona (nie po raz pierwszy, ale mniejsza...) - i nagle sam Premier podchwycił pieśń o przerośniętych strukturach państwowych, gotowy nawet jutro usiąść wespół z politycznymi adwersarzami do zmiany Konstytucji. Co więcej, okazało się, że to właściwie Platforma od lat lansowała taki pomysł, a teraz bardzo się cieszy, że polityczni oponenci z PiS się w tej kwestii z nią zgadzają. Czyli wszyscy chcą od lat tego samego, tylko nikt nic nie robi? Bo nie mam pomysłu, jak inaczej rozumieć te deklaracje. W takim razie brawo Panie Tusk - za refleks.
Ale wróćmy do samej kwestii cięć personalnych. /pomijając to, że skończy się - jak zawsze - na samej gadce/ Ciekawym wydaje się, skąd Jarosław Kaczyński wpadł na taki właśnie podział liczbowy. Nie ma co się oszukiwać, nie grał w twój szczęśliwy numerek, na chybił trafił typując liczby; za tym musi kryć się coś więcej, może za jakiś czas się tego dowiemy.
Do zmiany aktualnego stanu rzeczy, czyli liczby posłów i senatorów, trzeba zmiany treści ustawy zasadniczej - do czego potrzebna jest większość co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz bezwzględna większość głosów w Senacie przy obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów (art. 235, ust. 4 Konstytucji). Jakby na to nie patrzeć, PO z PiS musiały by się w tej kwestii dogadać. Ciekawym jest jednak, czy poruszenie sprawy zmiany Konstytucji nie otworzy tylko konstytucyjnej puszki z Pandorą (cytując klasyków), przy czym w kwestii liczby członków Parlamentu nic się ostatecznie nie zmieni.
Piszę o tym dość lekko, jednak trzeba mieć świadomość, że zmiana taka była by dość poważną ingerencją w podstawy funkcjonowania naszego państwa. Na pełną i w miarę rzetelną ocenę takiego działania trzeba poczekać aż do pierwszych poważnych wypowiedzi konstytucjonalistów i politologów.
Z pewnością zmiany proporcji obu izb mogły by poważnie pozmieniać cały proces ustawodawczy i funkcję kontrolną Parlamentu, o skutkach całkowitego zniesienia Senatu (bo i takie pomysły padają tu i ówdzie) w tym momencie nawet myśleć nie mam siły; byłoby to ustrojowe trzęsienie polskiej ziemi. A że politycy czasami (no dobrze, dość często) mówią-żeby-mówić, nie zdając sobie do końca sprawy ze znaczenia swoich słów - do tego się już akurat zdążyłem przyzwyczaić. Z pewnością nie było by to jedynie proste działanie matematyczne...
Ot, chociażby:
100 posłów * 400 zł podwyżki dla każdego (na biura poselskie) = 40 000 zł oszczędności.Źródło:
[1] Onet.pl, Tusk za "wspólną akcją" z PiS [dostęp: 29.01.2009]
Komentarze