Przejdź do głównej zawartości

Strategia Zarządzania Marką Łódź na lata 2010-2016 - subiektywnie

Trochę czasu minęło od prezentacji Strategii Marki Łódź przez DEMO Effective Launching w TOYA Studio. Wiele już też zostało napisane, także mój komentarz zostanie najpewniej jedynie subiektywnym uzupełnieniem tematu, wynikiem zbitki wniosków, jakie wyciągałem po rozmowach z wieloma osobami -- i jakie zamierzam nadal weryfikować.

Ze spotkania sprzed kilku dni zrobiłem trochę notatek, którymi teraz na szczęście mogę się posiłkować i które wspomogą mnie w odtworzeniu przynajmniej zarysu tamtych wydarzeń.

Już na samym początku wyraźnie było wskazane, że to, co zostanie zaprezentowane to dopiero początek długiej drogi, jaką musi przejść Łódź w celu wykreowania, wdrożenia oraz wypromowania swojej marki -- według jednej, spójnej strategii, której zdecydowanie Łodzi brakuje (wg przedstawionych na prezentacji danych z badań ankietowych, 65% ankietowanych spoza Łodzi nie ma z tym miastem żadnych skojarzeń...). Od kilku ładnych lat obserwujemy pewien trend, zgodnie z którym kolejne polskie miasta próbują wykreować swój wizerunek, "sprzedać" się na zewnątrz, zachęcając do przyjechania i zwiedzenia bądź nawet osiedlenia się/inwestowania w danym mieście (wysyłany komunikat zależny jest od grupy docelowej, której ma dotyczyć). Łódź ma w tym temacie spore zaległości, które panicznie próbuje nadgonić, wykonując przy tym niestety sporo nerwowych ruchów (chociaż samo podejmowanie prób trzeba ocenić jak najbardziej pozytywnie). Oczywiście nie ma co odnosić tego wszystkiego do analogicznych procesów w wielu krajach zachodnich -- w stosunku do nich polskie miasta są na bardzo wczesnym etapie, w zasadzie stamtąd czerpiąc swoje wzorce, budując na ich przykładach swoje aspiracje.

Chciałbym jednak w tym miejscu wyraźnie zaprotestować przeciwko stwierdzeniu użytemu przez jednego z prelegentów, mówiącemu że aktualnie "nie ma już miast, są tylko marki". Stwierdzenie to tym bardziej mnie zaskoczyło, iż swoją prezentację panowie z DEMO zaczęli od podkreślenia ważnego faktu -- ostatecznym, strategicznym celem wszystkich działań, podejmowanych w kierunku zbudowania wizerunku danego miejsca, jest wzrost jakości życia / satysfakcja mieszkańców. Inaczej mówiąc, przytaczając też w tym miejscy znamienne dla mnie słowa Wojtka Makowskiego, czekam na film promujący Łódź, w którym uśmiechnięci mieszkańcy będą mówili o tym, jak fajnie im się w tym mieście żyje. Dla mnie [z mojego laickiego punktu widzenia] naczelną wartością jest nadal miasto (wspólnota), która dopiero tworzy pewną wartość, jaką przekuć można w konkretną markę (firmowaną jednak nadal przez tych uśmiechniętych mieszkańców, nie zaś samą w sobie).

Całość pomysłu dla Łodzi, jaką zaprezentowali panowie z DEMO Effective, zamyka się w słowach "Łódź miastem przemysłów kreatywnych". Praktycznie 100% przeprowadzonej prezentacji (nie licząc części czysto teoretycznej, jaką zafundowali zgromadzonym prowadzący spotkanie) sprowadzało się do wyjaśniania, dlaczego właśnie tak. [Nie zmienia to faktu, że w tym wszystkim pewnych (istotnych z mojego punktu widzenia) rzeczy zabrakło -- ale o tym dalej]. Tylko słuchając większości z tych argumentów miało się wrażenie, że to już było... Przedstawione wnioski oraz argumentacja (poza pewnymi wyjątkami, jak stwierdzenie, iż Łódź stosunkowo łatwo przeszła od procesu wytwarzania do procesu tworzenia) były właściwie zbieżne z tym wszystkim, co mogliśmy usłyszeć przy okazji starań o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Awangarda, kreatywność, wielokulturowość, festiwale, charakter offowy -- chwilami miało się naprawdę silne wrażenie odczuwania swego rodzaju intelektualnego déjà vu. Oczywiście zgadzam się z twórcami "strategii marki" -- gdybyśmy usłyszeli w tym czasie coś, co by nas naprawdę zaskoczyło, oznaczałby to, że budowali łódzkiego matrixa, zamiast wykorzystywać do tworzenia strategii realny potencjał miasta. Pojawia się w związku z tym jednak pewna wątpliwość -- czy jeżeli posiadaliśmy już pewien potencjał, który został w pewien sposób wyłoniony, uświadomiony oraz "kodowany" w świadomości łódzkiej, czy trzeba nam było podejmować kolejny projekt mający (w efekcie) uświadomić nam to, co wiemy? Osobiście wolałbym, aby te -- lub nawet większe -- środki zostały przeznaczone na budowanie strategii wdrażania wypracowanej przez Łódź koncepcji; Łódź z budowaniem tego rodzaju dokumentów ma spore trudności. Mając już jednak w ręku tak przygotowany dokument, nie pozostaje nic innego jak poddać go krytycznej analizie, uzupełnić o brakujące elementy i zacząć go sukcesywnie realizować (po zbudowaniu wspomnianej wcześniej strategii wdrażania).

Co zaś do samej strategii marki, przedstawionej przez DEMO Effective.

Osobiście uważam, że sam pomysł "Łodzi miasta przemysłów kreatywnych" jest warty pociągnięcia. W przypadku naszego miasta opcja taka jest bardzo łatwa do uzasadnienia, wraz z poparciem konkretnymi przykładami z łódzkiej tradycji. W czasie dyskusji słyszałem głosy, że jest to pomysł zbyt szeroki, który może łatwo ulec rozmyciu w procesie wdrażania -- z czym nie do końca mogę się zgodzić. Po pierwsze kwestia "zasięgu" konkretnej koncepcji promocyjnej będzie zawsze sprawą dyskusyjną, szczególnie w sytuacji zbliżania się do "centrum".
Na jednym biegunie mamy kampanie właściwie nic-nie-mówiące, promujące jedynie pewne 'odczucia'/'emocje' (I Love NY, I amsterdam czy nasze rodzime Starogard pod szczęśliwą gwiazdą oraz Zakochaj się w Warszawie -- do którego zresztą jeszcze wrócę). O ile Amsterdam wykorzystał w swoim haśle specyficzne połączenie nazwy miasta z angielskim "jestem" (identyfikacja z miastem), zrobił to również Starogard, o tyle w miejsce NY czy Warszawy można podstawić dosłownie wszystko (co jest skutecznie wykorzystywane, przynajmniej w tym pierwszym przypadku). Wydaje się, że jedyną zasługą i zwycięstwem hasła nowojorskiego (o warszawskim jeszcze zbyt wcześnie mówić) jest silna identyfikowalność oryginału i powiązania go z konkretnym miejscem (być może to już jest ostateczny cel, jaki postawili sobie jego twórcy) -- jednak samo hasło zupełnie nic o nim nie mówi.
Na drugim biegunie (wg mojej oceny) mamy takie miasto jak Szczecin, który -- wydaje się -- promocję swojej marki stawia na jeden, konkretny projekt (Szczecin miasto pływających ogrodów 2050 vel Szczecin Floating Garden 2050). Swoją drogą -- imho logo jest genialne, idealnie wykorzystuje specyficzną nazwę miasta, trudną do wymówienia dla obcokrajowców. Konkretny projekt, konkretna data -- i perspektywa realizacji dość odległa, pewnie tak na wszelki wypadek. Myślę, że trudno będzie Szczecinowi zmienić linię frontu, jeśli jakimś nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności plan marketingowy okaże się nierealny do zrealizowania, przynajmniej w przewidywalnej perspektywie czasowej.

Środkiem (wypośrodkowaniem) tych wszystkich strategii -- z mojego punktu widzenia -- są kierunki obrane przez takie miasta jak Poznań (Miasto know-how -- postawienie na szeroko rozumianą naukę, innowację techniczną i nie tylko; swoją drogą polecam tę grafikę), Kraków (Miasto kultury -- wykorzystanie wielowiekowej tradycji miejsca, powszechnych skojarzeń oraz tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2000) czy właśnie Łódź i jej przemysły kreatywne. Wybrane kategorie są na tyle obszerne, aby uwzględnić w nich wiele działań -- a jednocześnie na tyle wąskie, aby wyznaczyć ich pewne kierunki (Poznań -- wiedza, nauka, technika; Kraków -- kultura, najpewniej rozumiana bardziej tradycyjnie; Łódź -- kultura w rozumieniu awangardowym, przełomowym, eksperymentalnym). Oczywiście w sytuacji złej realizacji, nawet najlepszy zamysł może okazać się strzeleniem sobie w piętę lub też zabrnięciem w ślepy zaułek, z którego bardzo trudno będzie się wycofać.

Dużym minusem prezentacji strategii -- o czym nie omieszkał wspomnieć nieoceniony w takich sytuacjach Marek Janiak -- było niewystarczające odnoszenie się do kultury materialnej Łodzi (jak i do samej łódzkości -- miast kreatywnych ci u nas dostatek). Nie wiem, czy jest to przypadkiem, ale to właśnie Warszawa wystartowała nie tak dawno z genialnym w moim odczuciu projektem warszawiak (kto jeszcze nie widział klipu -- ze świetnym tekstem Grzesiuka, niech nadrobi zaległości). Z tak silnie lokalnym (aż kontrowersyjnym) projektem startuje miasto, w którym jeszcze nie tak dawno wszyscy mieliśmy się hurraoptymistycznie zakochiwać. Nagle się okazało, że miasto gościnne, ale jak się komuś coś nie spodoba...

Wracając jednak do Łodzi i jej pominiętej (w bardzo ważnym obszarze) tożsamości. Temat łódzkiej architektury w wielu wątkach jest sukcesywnie pomijany, wydaje się być konsekwentnie zamiatanym pod dywan. Jak słusznie zauważył wspominany przy tej okazji artysta, każda kultura niematerialna powstawała w pewnej rzeczywistości materialnej, która w Łodzi dodatkowo sama w sobie jest olbrzymią wartością. Swoją drogą, odwołując się do hasła kreatywności niejednokrotnie oglądając łódzką architekturę uświadamiam sobie, jak wielką wyobraźnię musieli posiadać nie tylko jej twórcy, ale i jej zleceniodawcy. Poza tym -- patrząc na sprawę nieco bardziej przyziemnie -- kultura przemysłowa Łodzi powstawała w pewnych miejscach, stanowiących aktualnie o wyjątkowym, postindustrialnym charakterze Łodzi. Ujmując kwestię niemalże patetycznie, wydobycie tej rzeczywistości oraz pokazanie jej światu jest nie jedynie naszą szansą, ale i naszym obowiązkiem.

Powyższe zdania są zaledwie częścią dyskusji, jaka toczy się aktualnie wokół strategii rozwoju Łodzi, w tym strategią rozwoju marki miasta. Poruszone kwestie są przedstawione pobieżnie, jestem świadomy możliwości przeprowadzenia ich (jeszcze) głębszej analizy. Jednak ile byśmy o tym nie mówili, powodzenie całości i tak będzie zależeć od determinacji władz miasta, samych łodzian -- oraz przyjęcia kierunku działań oraz konsekwencji. Obyśmy nie pozostali w tym wszystkim biernymi widzami mijającej nas rzeczywistości.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niezależni.org [ku pamięci]

Wpis zdecydowanie okazjonalny, chociaż lepiej by było (w moim - jak również kilku[nastu] innych ludzi mniemaniu - gdyby takiej okazji nigdy nie było). Dzisiaj swoją działalność kończy miejsce dla mnie szczególne, przez długie lata utożsamiane z moim "internetowym domem", adresem, pod którym zawsze czułem się "u siebie". Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy kidzior (Marek Karcz) wpadł na pomysł zorganizowania strony do Listy Niezależnych Radia Łódź. Najpierw współpraca z Radiem Łódź, później przejście na własną rękę, wiele recenzji, informacji o koncertach (początkowo głównie z Łodzi, później pojawiały się informacje z Pabianic, Bełchatowa, Piotrkowa Trybunalskiego - aż w końcu nawiązano współpracę z jednym z krakowskich klubów..). W końcu organizowanie koncertów pod własnym szyldem (z banerem, który zaginął w akcji..), zloty bardziej i mniej świąteczne, ale zawsze w dobrych humorach i z niezapomnianymi akcjami. Dzieliło nas czasami prawie wszystko, łączyło zami...

Uliczna (sub)kultura strachu

Właściwie już nawet sam nie wiem, ile razy miałem taką sytuację. Jadę rowerem, przede mną ( vis-à-vis ) osoba / osoby z małym dzieckiem. Nagle "zorientowanie się w sytuacji", nerwowe przyciągnięcie dziecka do siebie, czasami dość głośne "uważaj, rower jedzie", "patrz przed siebie", "zejdź z drogi". Nie pozostaje mi w zasadzie nic więcej, jak tylko uśmiechnąć się do mijających mnie pieszych z maluchem i nieśmiało uśmiechnąć się, z nieukrywanym uczuciem zakłopotania. Niezmiennie, za każdym razem. Stałem się -- wbrew swojej woli -- uczestnikiem jednej z pierwszych lekcji "wychowania komunikacyjnego" tego młodego człowieka. Oto ja: rowerzysta, szybki, większy, "silniejszy", "ustąp mi miejsca". Oto on: pieszy, wolniejszy, "narażony na obrażenia, które mu niechybnie zafunduję, jeśli tylko nie zejdzie mi z drogi". Za chwilę pewnie pytanie "a gdzie ja jeżdżę, skoro mi dzieci prosto spod kół zabierają...

Przywróćmy myślenie

W sumie trudno mi powiedzieć, jakie uczucia towarzyszą mi, gdy czytam kolejne informacje dotyczące akcji przywracania lekcji historii w szkołach . Nawet nie chodzi mi o te całe dywagacje, jaki będziemy mieli patriotyzm ( a teraz jaki mamy? ), jaką wiedzę historyczną będą miały następne pokolenia ( a teraz jaką mają? ) czy jak "władza ogłupia lud". Spuszczę zasłonę milczenia na teksty wygłaszane przez obrońcę nauki historii, Łukasza Warzechę , który nie widzi potrzeby rozmowy z uczniami jako  "niepełnoprawmymi partnerami do dyskusji" . Z uczniami nie rozmawiałem - przyznał Warzecha. - Mam wrażenie, że uczeń na poziomie I klasy liceum nie jest w stanie ogarnąć wszystkich konsekwencji. Jeżeli ktoś ma 15 czy 16 lat to, nie chcę nikogo urazić, ale nie jest pełnoprawnym partnerem takiej dyskusji - uważa. [ 1 ] Nie wiem, jakie uczucia mi towarzyszą, gdy czytam te rewelacje, bo jest to coś pomiędzy śmiechem przez łzy i zażenowaniem. Rozpoczęto batalię o liczbę godz...