Wszyscy dobrze pamiętamy masowe protesty na ulicach wielu miast w Polsce i na tak zwanym świecie, jakie wybuchły na znak poparcia z walczącymi o swoje prawa Tybetańczykami [1]. Tysiące (jeśli nie miliony!) stały się nawet bardziej tybetańskie od Jego Świętobliwości Dalajlamy XIV Tenzina Gjatso (warto wspomnieć, że Dalajlama nie optuje za pełną niepodległością Tybetu, walczy zaś o poszanowanie praw Tybetańczyków do własnej kultury oraz religii... i egzekwowanie zapisów konstytucji chińskiej dotyczących Tybetańskiego Regionu Autonomicznego).
Ja niestety (lub też stety) z racji studiów patrzę na politykę międzynarodową bardziej przez okulary realpolitik niż wishful thinking. A fakty są niepodważalne - chiny w tym momencie są potęgą gospodarczą i praktycznie żadnego z wielkich krajów Zachodu "nie stać", na zadzieranie z tym ekonomicznym gigantem (czy na "glinianych nogach", to może okazać się w przeciągu najbliższych lat... ale jednak gigantem). Obrońco praw Tybetu, głośno nawołujący do bojkotowania chińskich produktów - sprawdź, czy Ciebie stać na wyrzucenie z domu WSZYSTKIEGO, co zostało wyprodukowane w Chinach. Proponuję zacząć od komputera, na którym czytasz teraz tę wiadomość (z tego co wiem nie jest aktualnie możliwe spotkanie komputera, który nie miałby w sobie chociaż jednej części wyprodukowanej w Chinach). Warto też dodać, że przez coraz bardziej rozbudowany międzynarodowy outsourcing nie wszystko, co wyprodukowane w Chinach musi mieć (lub też ma) metkę made in China. To jak będzie z tym bojkotem?
Nie chcę przez to napisać, że w popieram politykę Chin w Tybecie. Owszem, nie domagam się niepodległości Tybetu (tak samo, jak byłem - i nadal jestem - przeciwnikiem uzyskania niepodległości przez serbską prowincję Kosowo; dla wyjaśnienia - decyzja ta nie miała nic wspólnego z głoszonym prawem do samostanowienia narodów, była zaś wynikiem zimnej kalkulacji niektórych rządzących... którzy się przeliczyli - patrz: aktualna sytuacja w Gruzji), jednak moje poglądy są całkiem zbliżone do poglądów wspomnianego wcześniej Jego Świętobliwości Dalajlamy XIV. Widzę jednak, jak wygląda rzeczywistość i nawet nie próbuję się co do niej oszukiwać. A jeżeli ktoś myślał, że przyznanie organizacji Olimpiady Chinom poprawi sytuację ochrony praw człowieka w tym kraju, wykazał się nie mniejszym poziomem naiwności niż wierzący w niepodległość Tybetu.
Żeby nie być gołosłownym, co do tak zwanej rzeczywistości - przypomnijmy kilka faktów. Najpierw niektóre "zachodnie demokracje", nie zwracając szczególnie uwagi na swoją reputację międzynarodową, założyły knebel na usta sportowców reprezentujących barwy tych krajów [2] (ciekawe dlaczego, prawda?). Następnie prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, zmienił zdanie co do bojkotu otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie [3]. Pojawiła się tam również reprezentacja wielu innych, znaczących na arenie międzynarodowej krajów, także samotny na pewno się tam nie czuł.
Nie pojawiła się tam zaś reprezentacja władz Polski, co było przez niektórych odczytywane jako przejaw odpowiedzialności Polski w kwestiach przestrzegania moralno - etycznych zasad współżycia międzynarodowego. Co więcej, nasz premier Donald Tusk był pierwszym szefem rządu europejskiego, który złożył tak odważną deklarację w tej sprawie! [4] Jednak prawda jest taka, że to nie Chiny potrzebują Polski, a Polska potrzebuje Chin. Na potwierdzenie tej tezy wystarczyło poczekać... do końca Igrzysk.
Najpierw polski rząd wpadł na pomysł, jak rozwiązać nasze problemy budowlane, związane z organizacją Euro 2012. Skoro Europejczycy budują za drogo... sprowadźmy Chińczyków [5]. Co prawda na rozpoczęciu Igrzysk nas nie było, ale na zakończenie chętnie wpadniemy rozejrzeć się, co tam w Państwie Środka piszczy (oczywiście, zgodnie z wypowiedzią pana Schetyny) wizyta w żadnym wypadku nie ma charakteru politycznego [6]. A ja nazywam się Albert Enstein). Do tego (jak czytamy w artykule) nie będzie to "jednorazowa wycieczka", ale początek dalszych wizyt,(w tym również pierwszego spośród polityków z obrońców Tybetańczyków, Donalda Tuska.) Prawda o stosunkach polsko - chińskich wychodzi na jaw i spogląda nam głęboko w oczy (chyba że ktoś nadal chodzi w okularach przeciwsłonecznych).
PS. Żeby nie było tak ponuro, to na końcu w ramach żartu. Wiecie, jak Chińczycy myślą o Europie? Ten mały półwysep na zachodzie.
Źródła:
[1] Blog Ręceprecz odtybetu, Olimpiada a sprawa Tybetu - ręcePrecz odTybetu! [dostęp: 23.08.2008]
[2] Radosław Leniarski, Sport.pl, Brytyjczyk z kneblem na igrzyska [dostęp: 23.08.2008]
[3] Money.pl, Sarkozy nie zbojkotuje olimpiady [dostęp: 23.08.2008]
[4] Jędrzej Bielecki, Dziennik.pl, Olimpiada w Pekinie bez Tuska [dostęp: 23.08.2008]
[5] Marek Wielgo, Gazeta.pl, Chińczyk nas nie wydoi [dostęp: 23.08.2008]
[6] Onet.pl, Schetyna i Drzewiecki w Pekinie
Ja niestety (lub też stety) z racji studiów patrzę na politykę międzynarodową bardziej przez okulary realpolitik niż wishful thinking. A fakty są niepodważalne - chiny w tym momencie są potęgą gospodarczą i praktycznie żadnego z wielkich krajów Zachodu "nie stać", na zadzieranie z tym ekonomicznym gigantem (czy na "glinianych nogach", to może okazać się w przeciągu najbliższych lat... ale jednak gigantem). Obrońco praw Tybetu, głośno nawołujący do bojkotowania chińskich produktów - sprawdź, czy Ciebie stać na wyrzucenie z domu WSZYSTKIEGO, co zostało wyprodukowane w Chinach. Proponuję zacząć od komputera, na którym czytasz teraz tę wiadomość (z tego co wiem nie jest aktualnie możliwe spotkanie komputera, który nie miałby w sobie chociaż jednej części wyprodukowanej w Chinach). Warto też dodać, że przez coraz bardziej rozbudowany międzynarodowy outsourcing nie wszystko, co wyprodukowane w Chinach musi mieć (lub też ma) metkę made in China. To jak będzie z tym bojkotem?
Nie chcę przez to napisać, że w popieram politykę Chin w Tybecie. Owszem, nie domagam się niepodległości Tybetu (tak samo, jak byłem - i nadal jestem - przeciwnikiem uzyskania niepodległości przez serbską prowincję Kosowo; dla wyjaśnienia - decyzja ta nie miała nic wspólnego z głoszonym prawem do samostanowienia narodów, była zaś wynikiem zimnej kalkulacji niektórych rządzących... którzy się przeliczyli - patrz: aktualna sytuacja w Gruzji), jednak moje poglądy są całkiem zbliżone do poglądów wspomnianego wcześniej Jego Świętobliwości Dalajlamy XIV. Widzę jednak, jak wygląda rzeczywistość i nawet nie próbuję się co do niej oszukiwać. A jeżeli ktoś myślał, że przyznanie organizacji Olimpiady Chinom poprawi sytuację ochrony praw człowieka w tym kraju, wykazał się nie mniejszym poziomem naiwności niż wierzący w niepodległość Tybetu.
Żeby nie być gołosłownym, co do tak zwanej rzeczywistości - przypomnijmy kilka faktów. Najpierw niektóre "zachodnie demokracje", nie zwracając szczególnie uwagi na swoją reputację międzynarodową, założyły knebel na usta sportowców reprezentujących barwy tych krajów [2] (ciekawe dlaczego, prawda?). Następnie prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, zmienił zdanie co do bojkotu otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Pekinie [3]. Pojawiła się tam również reprezentacja wielu innych, znaczących na arenie międzynarodowej krajów, także samotny na pewno się tam nie czuł.
Nie pojawiła się tam zaś reprezentacja władz Polski, co było przez niektórych odczytywane jako przejaw odpowiedzialności Polski w kwestiach przestrzegania moralno - etycznych zasad współżycia międzynarodowego. Co więcej, nasz premier Donald Tusk był pierwszym szefem rządu europejskiego, który złożył tak odważną deklarację w tej sprawie! [4] Jednak prawda jest taka, że to nie Chiny potrzebują Polski, a Polska potrzebuje Chin. Na potwierdzenie tej tezy wystarczyło poczekać... do końca Igrzysk.
Najpierw polski rząd wpadł na pomysł, jak rozwiązać nasze problemy budowlane, związane z organizacją Euro 2012. Skoro Europejczycy budują za drogo... sprowadźmy Chińczyków [5]. Co prawda na rozpoczęciu Igrzysk nas nie było, ale na zakończenie chętnie wpadniemy rozejrzeć się, co tam w Państwie Środka piszczy (oczywiście, zgodnie z wypowiedzią pana Schetyny) wizyta w żadnym wypadku nie ma charakteru politycznego [6]. A ja nazywam się Albert Enstein). Do tego (jak czytamy w artykule) nie będzie to "jednorazowa wycieczka", ale początek dalszych wizyt,(w tym również pierwszego spośród polityków z obrońców Tybetańczyków, Donalda Tuska.) Prawda o stosunkach polsko - chińskich wychodzi na jaw i spogląda nam głęboko w oczy (chyba że ktoś nadal chodzi w okularach przeciwsłonecznych).
PS. Żeby nie było tak ponuro, to na końcu w ramach żartu. Wiecie, jak Chińczycy myślą o Europie? Ten mały półwysep na zachodzie.
Źródła:
[1] Blog Ręceprecz odtybetu, Olimpiada a sprawa Tybetu - ręcePrecz odTybetu! [dostęp: 23.08.2008]
[2] Radosław Leniarski, Sport.pl, Brytyjczyk z kneblem na igrzyska [dostęp: 23.08.2008]
[3] Money.pl, Sarkozy nie zbojkotuje olimpiady [dostęp: 23.08.2008]
[4] Jędrzej Bielecki, Dziennik.pl, Olimpiada w Pekinie bez Tuska [dostęp: 23.08.2008]
[5] Marek Wielgo, Gazeta.pl, Chińczyk nas nie wydoi [dostęp: 23.08.2008]
[6] Onet.pl, Schetyna i Drzewiecki w Pekinie
Komentarze
Wstyd!
PS. Żeby zobaczyć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi warto przyjrzeć się sytuacji Kosowa. Widziałeś może jakieś wielkie tłumy w Polsce domagające się niepodległości dla tej prowincji? Bo ja nie. Zapewne Kosowarom żyło się znacznie lepiej i bezpieczniej niż nadal żyje się wcześniej wspomnianym Tybetańczykom czy Czeczenom. A mimo tego mamy w tym momencie "niepodległe" Kosowo i bombardowanych przez rosyjskie wojska Czeczeńców i zamykanych w chińskich więzieniach Tybetańczyków. Ciekawe, nie?