Wczorajszy nadzwyczajny szczyt UE to przykład cudu, jakiego chyba nawet sam Donald Tusk nie potrafi dokonać. Otóż jedną z konkluzji wczorajszych wydarzeń może być to, że wszyscy są zwycięzcami (ach, żeby i na Olimpiadzie takie rzeczy były możliwe...). Zachód Europy cieszy się jak dziecko, bo "Unia Europejska przemówiła jednym głosem". Osiągnięcia szczytu jako "poważny sukces" oceniają również Prezydent Lech Kaczyński oraz Premier Donald Tusk [1]. Tymczasem (jak wynika z relacji prasowych) najpoważniejszym w skutkach działaniem, jakie jest możliwe do zastosowania względem Rosji, jest odłożenie negocjacji w sprawie strategicznego partnerstwa Unia - Rosja.
Co to wszystko tak naprawdę może oznaczać? To, że na żadne zdecydowane działania w stosunku do Rosji Unia jako całość się nie zdobędzie, zaś jedyną formą aktywności Wspólnoty będą kolejne szczyty i mniej lub bardziej buńczuczne deklaracje przywódców poszczególnych państw. Przecież trzeba jakoś wyważyć między "skrajnie prorosyjskim Berlusconim i skrajnie antyrosyjskimi Bałtami" [2].
Z postanowień wczorajszego szczytu zadowolona jest - co oczywiste - także Rosja [3]. Unia "pogroziła palcem", ale przecież od tego jeszcze nikomu nic się nie stało. Jak ma się kwestia wycofywania sił rosyjskich z Gruzji? Unia (+ Stany Zjednoczone) mówiły swoje, Rosja mówiła swoje - a siły rosyjskie jak stacjonowały na terenie Gruzji, tak stacjonują do tej pory. I tak rozmawiać i wygrażać sobie nawzajem można w nieskończoność.
A teraz wyobraźmy sobie sytuację, że Rosja podejmuje kolejne działania (względem Gruzji, Ukrainy lub jakiegokolwiek innego państwa, które nieopatrznie wymknęło się spod jej strefy wpływów). Najpierw pojawiają się kolejne groźby sankcji (swoją drogą - kwestia sankcji wobec Rosji pojawiała się i teraz wielokrotnie, ale jakoś wszyscy szybko się wycofali z takich pomysłów). Zwoływany jest kolejny nadzwyczajny szczyt przywódców państw Unii Europejskiej (w tym czasie oczywiście rosyjscy wojskowi dalej robią swoje, zaś rosyjscy politycy wymyślają kolejną historię o prześladowaniu miejscowej ludności, czystkach etnicznych czy potrzebie ochrony rosyjskich interesów narodowych). Szczyt się zbiera, trwają gorączkowe dyskusje, jedni drugich przekonują do swojego punktu widzenia (w tak zwanym międzyczasie zapewne nieładne słowa typu "sankcje" znikną w morzu politycznego pragmatyzmu)... I co dalej? Część państw może "nie wytrzymać" (w końcu to już kolejny raz, gdy Rosja gra Zachodowi na nosie) i zdecyduje się na podjęcie we własnym zakresie bardziej zdecydowanych działań (Polska? inne kraje bałtyckie? Wielka Brytania? kraje Skandynawskie? Stany Zjednoczone?). Jednak, jak zapewne celnie przewidział to aktualny premier Rosji, Władimir Putin:
Fakty są faktami, a pewnych rzeczy nie da się zmienić w ciągu roku czy dwóch.
I znowu Wspólnota znajdzie się na rozdrożu, gdy będzie musiała wybierać między "skrajnie prorosyjskim Berlusconim i skrajnie antyrosyjskimi Bałtami".[2]
Sytuacja zaczyna przypominać (nomen omen) rosyjską ruletkę. Rosja potrzebuje Zachodu (w końcu gdzieś jednak musi sprzedawać większość swoich surowców naturalnych), Zachód potrzebuje Rosji (w końcu skądś jednak musi czerpać większość swoich surowców naturalnych). Sytuacja taka, jaka miała miejsce w przypadku Gruzji, jest każdorazowym wypróbowywaniem własnych możliwości zarówno przez samą Rosję, jak i przez Unię Europejską jako wspólnotę.
Jednak pozostaje jeszcze jedna możliwość... Rosji na pewno łatwiej grałoby się, gdyby jej przeciwnikiem (tfu, strategicznym partnerem oczywiście) nie była grupa państw, w której trzeba uwzględniać punkty widzenia zarówno Polski jak i Włoch, lecz gdyby mogła prowadzić politykę unilateralną, dogadując się z każdym państwem osobno (lub przynajmniej z pewnymi grupami państw mających zbliżone koncepcje co do kierunków polityki zagranicznej). Nie ma co się oszukiwać, Unia nie była, nie jest i nigdy nie będzie monolitem, a każde "tąpnięcie" może jedynie osłabiać jej poczucie jedności. Rosjanie od pewnego czasu zaczęli prowadzić naprawdę świadomą i konsekwentną politykę zagraniczną - i na pewno nie mogli w swoich planach pominąć takiego scenariusza. A może po prostu konsekwentnie go realizują?
Źródła:
[1] Money.pl, Kaczyński: Szczyt UE to poważny sukces [dostęp: 02.09.2008]
[2] Rozmowa Bartosza T. Wielińskiego z Corneliusem Ochmannem, Gazeta.pl Cieszę się, że Unia przemówiła jednym głosem [dostęp: 02.09.2008]
[3] Gazeta.pl, Rosja zadowolona z wyników szczytu UE [dostęp: 02.09.2008]
[4] Gazeta.pl, Putin: Nie zmniejszymy dostaw ropy do Europy [dostęp: 02.09.2008]
[5] Dziennik.pl, Unia potępia Rosję, ale bez sankcji [dostęp: 02.09.2008]
Co to wszystko tak naprawdę może oznaczać? To, że na żadne zdecydowane działania w stosunku do Rosji Unia jako całość się nie zdobędzie, zaś jedyną formą aktywności Wspólnoty będą kolejne szczyty i mniej lub bardziej buńczuczne deklaracje przywódców poszczególnych państw. Przecież trzeba jakoś wyważyć między "skrajnie prorosyjskim Berlusconim i skrajnie antyrosyjskimi Bałtami" [2].
Z postanowień wczorajszego szczytu zadowolona jest - co oczywiste - także Rosja [3]. Unia "pogroziła palcem", ale przecież od tego jeszcze nikomu nic się nie stało. Jak ma się kwestia wycofywania sił rosyjskich z Gruzji? Unia (+ Stany Zjednoczone) mówiły swoje, Rosja mówiła swoje - a siły rosyjskie jak stacjonowały na terenie Gruzji, tak stacjonują do tej pory. I tak rozmawiać i wygrażać sobie nawzajem można w nieskończoność.
A teraz wyobraźmy sobie sytuację, że Rosja podejmuje kolejne działania (względem Gruzji, Ukrainy lub jakiegokolwiek innego państwa, które nieopatrznie wymknęło się spod jej strefy wpływów). Najpierw pojawiają się kolejne groźby sankcji (swoją drogą - kwestia sankcji wobec Rosji pojawiała się i teraz wielokrotnie, ale jakoś wszyscy szybko się wycofali z takich pomysłów). Zwoływany jest kolejny nadzwyczajny szczyt przywódców państw Unii Europejskiej (w tym czasie oczywiście rosyjscy wojskowi dalej robią swoje, zaś rosyjscy politycy wymyślają kolejną historię o prześladowaniu miejscowej ludności, czystkach etnicznych czy potrzebie ochrony rosyjskich interesów narodowych). Szczyt się zbiera, trwają gorączkowe dyskusje, jedni drugich przekonują do swojego punktu widzenia (w tak zwanym międzyczasie zapewne nieładne słowa typu "sankcje" znikną w morzu politycznego pragmatyzmu)... I co dalej? Część państw może "nie wytrzymać" (w końcu to już kolejny raz, gdy Rosja gra Zachodowi na nosie) i zdecyduje się na podjęcie we własnym zakresie bardziej zdecydowanych działań (Polska? inne kraje bałtyckie? Wielka Brytania? kraje Skandynawskie? Stany Zjednoczone?). Jednak, jak zapewne celnie przewidział to aktualny premier Rosji, Władimir Putin:
(...) wielu naszych partnerów, przede wszystkim europejskich, będzie się kierowało zasadą, że własna koszula bliższa ciału (...). [4]
Fakty są faktami, a pewnych rzeczy nie da się zmienić w ciągu roku czy dwóch.
"Kraje Unii, które sprowadzają 45 proc. swojego gazu i 30 proc. ropy z Moskwy, obawiają się, że otwarty konflikt z Rosją może wpędzić zachodnią Europę w poważne kłopoty. [5]
I znowu Wspólnota znajdzie się na rozdrożu, gdy będzie musiała wybierać między "skrajnie prorosyjskim Berlusconim i skrajnie antyrosyjskimi Bałtami".[2]
Sytuacja zaczyna przypominać (nomen omen) rosyjską ruletkę. Rosja potrzebuje Zachodu (w końcu gdzieś jednak musi sprzedawać większość swoich surowców naturalnych), Zachód potrzebuje Rosji (w końcu skądś jednak musi czerpać większość swoich surowców naturalnych). Sytuacja taka, jaka miała miejsce w przypadku Gruzji, jest każdorazowym wypróbowywaniem własnych możliwości zarówno przez samą Rosję, jak i przez Unię Europejską jako wspólnotę.
Jednak pozostaje jeszcze jedna możliwość... Rosji na pewno łatwiej grałoby się, gdyby jej przeciwnikiem (tfu, strategicznym partnerem oczywiście) nie była grupa państw, w której trzeba uwzględniać punkty widzenia zarówno Polski jak i Włoch, lecz gdyby mogła prowadzić politykę unilateralną, dogadując się z każdym państwem osobno (lub przynajmniej z pewnymi grupami państw mających zbliżone koncepcje co do kierunków polityki zagranicznej). Nie ma co się oszukiwać, Unia nie była, nie jest i nigdy nie będzie monolitem, a każde "tąpnięcie" może jedynie osłabiać jej poczucie jedności. Rosjanie od pewnego czasu zaczęli prowadzić naprawdę świadomą i konsekwentną politykę zagraniczną - i na pewno nie mogli w swoich planach pominąć takiego scenariusza. A może po prostu konsekwentnie go realizują?
Źródła:
[1] Money.pl, Kaczyński: Szczyt UE to poważny sukces [dostęp: 02.09.2008]
[2] Rozmowa Bartosza T. Wielińskiego z Corneliusem Ochmannem, Gazeta.pl Cieszę się, że Unia przemówiła jednym głosem [dostęp: 02.09.2008]
[3] Gazeta.pl, Rosja zadowolona z wyników szczytu UE [dostęp: 02.09.2008]
[4] Gazeta.pl, Putin: Nie zmniejszymy dostaw ropy do Europy [dostęp: 02.09.2008]
[5] Dziennik.pl, Unia potępia Rosję, ale bez sankcji [dostęp: 02.09.2008]
Komentarze