Przejdź do głównej zawartości

A jednak się kręci

Biedny Maciej Giertych - ze swoimi poglądami kreacjonisty został "na lodzie". Nie dość, że w udowadnianiu swoich tez będzie musiał walczyć z wrogimi mu od zawsze zwolennikami ewolucjonizmu, to teraz na drodze stanął mu sam Watykan...

Jak można przeczytać na "dzisiejszych" stronach Onet.pl:

Jeden z wysokich hierarchów kościoła stwierdził, że teoria Darwina jest zbieżna z wiarą chrześcijańską, a nawet może być zgodna z poglądami wygłaszanymi przez św. Augustyna czy św. Tomasza z Akwinu - donosi "Times". [1]

Będąc bardziej złośliwym mógłbym napisać, że sam Watykan przeszedł pewną ewolucję - poglądów. Początkowo Darwin ze swoimi teoriami nie był zbyt mile widziany, bo jakże można twierdzić, że człowiek nie został stworzony, a wyewoluował? Wydawało mi się, że pojęcie metafory czy też pewnej symboliki w literaturze jest już dość stare, ale zawsze mogę się mylić. Po jakimś czasie zaś zaczęto mieć pewne wątpliwości co do niezłomnej obrony swojej tezy - i tak zaczęto głosić, że Darwin może i miał nieco racji - a przynajmniej to, co twierdził, jest dość ważnym elementem w dociekaniach o pochodzeniu człowieka. Zaś teraz już wiemy (dzięki arcybiskupowi Gianfranco Ravasi), że

- W rzeczywistości, to co rozumiemy przez ewolucję, to świat, który został stworzony przez Boga [1]

Cytując dalej:

Obecnie (...), ustami arcybiskupa Ravasiego, kościół stwierdził, że ewolucja biologiczna i wiara chrześcijańska są komplementarne. [1]

Cieszy mnie, że Watykan zgodził się wreszcie z moimi poglądami w tej kwestii ;-)

Także już teraz wiadomo, że można być dobrym katolikiem i popierać teorię Darwina. Kamień z serca. Tylko profesorowi Maciejowi Giertychowi pozostało być "świętszym od papieża". Chociaż może i on kiedyś przyzna, że "jednak się kręci" - w końcu (z tego, co już wiemy) - człowiek ewoluuje.

Źródło:

[1] Onet.pl, Watykan zmienia podejście do teorii ewolucji [dostęp: 11.02.2009]

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Niezależni.org [ku pamięci]

Wpis zdecydowanie okazjonalny, chociaż lepiej by było (w moim - jak również kilku[nastu] innych ludzi mniemaniu - gdyby takiej okazji nigdy nie było). Dzisiaj swoją działalność kończy miejsce dla mnie szczególne, przez długie lata utożsamiane z moim "internetowym domem", adresem, pod którym zawsze czułem się "u siebie". Zaczęło się kilka dobrych lat temu, kiedy kidzior (Marek Karcz) wpadł na pomysł zorganizowania strony do Listy Niezależnych Radia Łódź. Najpierw współpraca z Radiem Łódź, później przejście na własną rękę, wiele recenzji, informacji o koncertach (początkowo głównie z Łodzi, później pojawiały się informacje z Pabianic, Bełchatowa, Piotrkowa Trybunalskiego - aż w końcu nawiązano współpracę z jednym z krakowskich klubów..). W końcu organizowanie koncertów pod własnym szyldem (z banerem, który zaginął w akcji..), zloty bardziej i mniej świąteczne, ale zawsze w dobrych humorach i z niezapomnianymi akcjami. Dzieliło nas czasami prawie wszystko, łączyło zami...

Kręgosłupy moralno-polityczne działaczy KO - Trzask i prask

Żartom na temat kręgosłupa moralnego (czy, jak to określił poseł Bartosz Arłukowicz, kręgosłupa polityczno-moralnego [ 1 ]) Jarosława Gowina nie było końca. Co prawda panowie Arłukowicz i Trzaskowski pokłócili się o to w kontekście "przechodzenia z partii do partii", ale szantaż Jarosława " głosowałem, chociaż się z tego nie cieszyłem " Gowina w sprawie wyborów prezydenckich w 2020 r. przejdzie do historii polskiej polityki. Wystarczyło jednak poczekać do końca I tury wyborów prezydenckich, w których Konfederacja  popierająca Krzysztofa Bosaka wykręciła nadspodziewanie dobry wynik (chociaż kto uważnie obserwował ich kampanię nie powinien być tym aż tak bardzo zaskoczony), żeby usłyszeć całą symfonię chrzęstu pękających kręgosłupów w szeregach Platformy Obywatelskiej / Koalicji Obywatelskiej od gwałtownego skrętu w prawo. Warto zachować tę chwilę w pamięci potomnych -- kiedyś z pewnością do tego wrócimy. Zaczęło się od tweetów (sztabu) Rafała Trzaskowskiego, produkow...

Uliczna (sub)kultura strachu

Właściwie już nawet sam nie wiem, ile razy miałem taką sytuację. Jadę rowerem, przede mną ( vis-à-vis ) osoba / osoby z małym dzieckiem. Nagle "zorientowanie się w sytuacji", nerwowe przyciągnięcie dziecka do siebie, czasami dość głośne "uważaj, rower jedzie", "patrz przed siebie", "zejdź z drogi". Nie pozostaje mi w zasadzie nic więcej, jak tylko uśmiechnąć się do mijających mnie pieszych z maluchem i nieśmiało uśmiechnąć się, z nieukrywanym uczuciem zakłopotania. Niezmiennie, za każdym razem. Stałem się -- wbrew swojej woli -- uczestnikiem jednej z pierwszych lekcji "wychowania komunikacyjnego" tego młodego człowieka. Oto ja: rowerzysta, szybki, większy, "silniejszy", "ustąp mi miejsca". Oto on: pieszy, wolniejszy, "narażony na obrażenia, które mu niechybnie zafunduję, jeśli tylko nie zejdzie mi z drogi". Za chwilę pewnie pytanie "a gdzie ja jeżdżę, skoro mi dzieci prosto spod kół zabierają...